Incydent nuklearny w andaluzyjskim Palomares
23:54
Rybacy smętnie wciągali sieci na łodzie licząc na obfity połów. Nagle wysoko nad ich głowami rozległ się przerażający huk, a z nieba spadały kawałki metalu oraz dziwnie wyglądające obiekty majestatycznie opadające na spadochronach. Obiekty okazały się być bombami termojądrowymi.
Dziś mija dokładnie 46 lat, kiedy mała miejscowość w Andaluzji doświadczyła tej mrożącej krew żyłach sytuacji, a w żadnych hiszpańskich mediach nie pojawiło się na ten temat ani jedno słowo, mimo że zaledwie dzień wcześniej wspominano w specjalnym programie zmarłego Manuela Fragę, polityka, który po incydencie w Palomares, wykąpał się w morzu pokazując tym samy mieszkańcom miasteczka, że nie ma obaw przed radioaktywnym skażeniem, ale o tym później.
17 stycznia 1966 roku, amerykański bombowiec B-52 z bombami termojądrowymi na pokładzie miał zatankować w powietrzu od latającej cysterny typu KC-135. Standardowa procedura wymknęła się jednak spod kontroli, kiedy bombowiec zbyt szybko zbliżył się do cysterny powodując uszkodzenie obu maszyn. W rezultacie, oba samoloty uległy zniszczeniu zabijając 7 członków załogi (4 z powietrznej cysterny oraz 3 z bombowca. Pozostałe 4 osoby z B-52 zdołały bezpiecznie się katapultować). Co najgorsze, uwolnione zostały 4 bomby termojądrowe, co prawda nieuzbrojone, jednak niebezpieczne zważywszy na wymiar zaistniałej katastrofy lotniczej.
Bomby spadały powoli z powodu spadochronów hamujących otwartych automatycznie (spadochrony odpowiadają za opóźnienia w detonacji, ma to zwykle miejsce w wypadku zrzutu bomb z niskiej wysokości), nie uchroniło to jednak przed skażeniem sporej części terytorium.
Trzema ładunkami, które wylądowały na lądzie, zajęto się stosunkowo szybko. Następnie wywieziono koparkami tony ziemi, która uległa skażeniu. Ostatni pocisk, który wpadł do morza został odnaleziony dopiero po 81 dniach intensywnych poszukiwań. Przetrwanie małej wioski, która utrzymywała się z rybołówstwa i turystyki stanęło pod znakiem zapytania. Właśnie wtedy do Palomares przybył dygnitarz gen. Franco, Manuel Fraga, wówczas minister Informacji i Turystyki, którego zadaniem było uspokojenie opinii publicznej. Fraga rozebrał się i ... wskoczył do wody. Poniżej humorystyczny filmik ukazujący to zdarzenie:
Katastrofa nie była jednak tak błaha jak przekonywał Fraga. Do dziś niemal 1/3 ludności w Palomares jest skażona plutonem.
Świetne opracowanie (pracę magisterską) na ten temat można poczytać TU. Na Youtube jest kilkanaście filmów (głównie po hiszpańsku) opowiadających o wypadku pod Palomares.
Co do osoby Manuela Fragi, najodpowiedniejszy będzie oddzielny post, bo to barwna postać :)
Trzema ładunkami, które wylądowały na lądzie, zajęto się stosunkowo szybko. Następnie wywieziono koparkami tony ziemi, która uległa skażeniu. Ostatni pocisk, który wpadł do morza został odnaleziony dopiero po 81 dniach intensywnych poszukiwań. Przetrwanie małej wioski, która utrzymywała się z rybołówstwa i turystyki stanęło pod znakiem zapytania. Właśnie wtedy do Palomares przybył dygnitarz gen. Franco, Manuel Fraga, wówczas minister Informacji i Turystyki, którego zadaniem było uspokojenie opinii publicznej. Fraga rozebrał się i ... wskoczył do wody. Poniżej humorystyczny filmik ukazujący to zdarzenie:
Katastrofa nie była jednak tak błaha jak przekonywał Fraga. Do dziś niemal 1/3 ludności w Palomares jest skażona plutonem.
Świetne opracowanie (pracę magisterską) na ten temat można poczytać TU. Na Youtube jest kilkanaście filmów (głównie po hiszpańsku) opowiadających o wypadku pod Palomares.
Co do osoby Manuela Fragi, najodpowiedniejszy będzie oddzielny post, bo to barwna postać :)
0 komentarze
Dziękuję za komentarze! Pamiętaj, że pytania możesz wysyłać na e-mail: hiszpanarium@gmail.com! :)